top of page

Urlop

[26.09-15.10.2014]

 

Marzenia stają się faktem...

 

Mój pobyt w Polsce był krótki ale bardzo owocny.

Kilka dni przed wyjazdem, gdy rozmawiałam z siostrami, nagle w rozmowie padła propozycja, bym już teraz, wracając z Polski, przyjechała w pełni jako kobieta.

(piszę o tym obszernie w ostatnim rozdziale poprzedniej części)

I uprzedzając fakty, tak się stało.

Byłam w biurze mojej agencji i omówiłam ten pomysł. Spotkałam się ze zrozumieniem.

Powiedziałam też, że w przyszłości, gdy będę miała jechać w nowe miejsce, chcę być sobą od początku i nie jechać w masce.

Mam nadzieję, że życie niee napisze ponownie jakiegoś niespodziewanego scenariusza, który stanie mi na przeszkodzie. Ale i trak już obecnie nie widzę innego wyjścia. Bo wiem, że na dłuższą metę i tak nie dam rady żyć w masce.

Ale to przyszłość. Teraz cieszę się, że wreszcie mogę być sobą.

I okazało się, że mój film już mogłabym montować obecnie, ale...

W momencie, gdy dowiedziałam się, że wreszcie mogę być sobą, nagle przestało mi na wielu rzeczach, które wcześniej stanowiły o moim ja, zależeć. Aparat wzięłam ze sobą na spacer dopiero kilka dni przed powrotem do Niemiec....

 

Warszawa

Zuza i Beata

 

Nie zrobiłam sesji dla Zuzy. Nie zrobiłam przeglądu szafy.

Za to pojechałam do Nich i spędziłam cudowny tydzień.

Byłam tez na Trans-Wieczorku i postanowiłam zapomnieć...

Przywitałam się z Edytą. Nie rozmawiałyśmy, ale za to bardzo długo rozmawiałam z Anią. I potem sobie uzmysłowiłam, po co mam tracić coś...

Po powrocie do domu napisałam na Facebooku, że nie warto żyć przeszłością. Zostałam zrozumiana. Zmieniłam zapis na stronie Miss Trans o konkursie z tego roku. Moje przemyślenia zostają tylko tutaj, bo to historia mojego życia. Natomiast strona ma opowiadać o konkursie i moim udziale w nim, więc niech tak będzie.

Zuzia zrobiła mi parę fajnych zdjęć i zrobiłam kolejną galerię w moim portfolio.

I bardzo się cieszę, bo będę do Nich przyjeżdżała, jak będę w Polsce i będę cudownie spędzała czas...A tego moje rozładowane akumulatory będą zawsze potrzebowały...

A wracając, zabrałam ze sobą Tomka, bo Zuza się rozchorowała, i wypróżniłam swoją szafę.

I ucieszyłam się, jak okazało się, że większość pasuje.

Dziękuję Wam za wspaniałą gościnę i pomoc w podjęciu trudnych decyzji...

Także o usunięciu pewnych osób z mojego życia.

Być może popełniam błąd, ale wybrałam tych, z którymi czuję się dobrze.

I nie żałuję !

Podczas tego pobytu spotkałam się także ponownie z Agą i poznałam Angelę. Dziewczyny przegoniły mnie w moich nowych brązowych botkach na obcasie przez centrum Warszawy. Wypiłyśmy lampkę wina w małej kafejce i wzięłyśmy udział w proteście...przeciwko samym sobie ! (vide foto w galerii poniżej).

Ale miałyśmy ubaw.

 

Kama Veymont

 

W mojej ukochanej kawiarni na Wiatracznej, gdzie już niestety nie ma Dimy, spotkałam się z Kamą.

Jedną z decyzji, jaką już jakiś czas temu podjęłam, a w której umocniłam się po rozmowie najpierw z siostrami a potem w agencji, jest moja rezygnacja z medialności.

Całkowita. Nie potrzebuję już tego. Powiedziałam o tym Kamie. Ale wiem, że sama gra jest wspaniałym przeżyciem, więc jeżeli Kama będzie miała kiedyś chęć i możliwość nakręcić coś, nad czym będzie miała kontrolę od początku do końca, i będzie chciała to zrobić ze mną, zrobię to. Ale tylko z Nią.

Podobne decyzje podjęłam w sprawie fotografii.

 

Julita i Kasia

 

Czekając na czas umówionego spotkania w biurze mojej agencji pracy, przypomniałam sobie o Klitce i poszłam tam.

Przypomniałam się właścicielce, Julicie Delbar, i nasza rozmowa zaowocowała dwiema sesjami u Niej w studio.

Od pierwszej wizyty urzekły mnie Jej fotografie i klimat w Jej Klitce. I teraz, podczas sesji przekonałam si ę, że moje przeczucie mnie nie myliło.

Bardzo się cieszę, bo moje portfolio wzbogaci się o zupełnie nową jakość.

Od pewnego czasu już przymierzałam się do wydrukowania swojego portfolio z wybranymi zdjęciami. Ale ciągle brakowało mi koncepcji.

I teraz wreszcie okazało się, że warto było czekać.

Już wiem, że jedno portfolio drukowane będzie ze zdjęć Julity, a drugie ze zdjęć Kasi.

Z Kasią też się spotkałam w kolejnym niezwykłym miejscu. W klubie „Ptasie Radio”, gdzie okazało się, że mają grzane piwo z Lukrecją. Jeszcze klika razy przed wyjazdem tam się pojawiłam.

Rozmawiałam z Nimi obiema o moich obecnych oczekiwaniach i obie doskonale wyszły naprzeciw tym poszukiwaniom.

I na nich się skupię w mojej dalszej przygodzie z profesjonalną fotografią. A plany mamy zacne...

Z tego też powodu na pewno nie pojawię się w Aalen w atelier fotograficznym.

Nadal będę rozwijała swoje strony. Myślałam nawet, żeby je usunąć, ale zablokowałam je hasłem. I po pewnym czasie, gdy przemyślałam sprawę, odblokowałam je. I nadal nad nimi pracuję.

W końcu fotomodeling to moja pasja i robię to po to, by się tym chwalić i pokazywać.

Dlatego zapewne za jakiś czas powstanie część trzecia mojej książki, tym razem w wersji filmowej.

Myślałam nawet, żeby przestać pisać. Żeby zostawić to wszystko tak, jak jest. Tylko od czasu do czasu uzupełniać moje oba portfolia zdjęciami.

Ale Kasia bardzo nalegała, żebym nie rezygnowała z pisania. Może coś w tym jest.

Dlatego piszę dalej.

Ale Kasia ma rację. Pisać będę dalej.

I robię to.

 

I tak mój pobyt dobiegł do końca.

 

Udało mi się spotkać w Chodzieży z Magdą. Postanowiłyśmy to powtórzyć, gdy będę ponownie w Polsce, tylko tym razem się odpowiednio przygotować.

Na dworcu w Poznaniu spotkałam Karinę i Jej Marynarza. Jak mi się cudownie zrobiło, gdy z daleka się do mnie wydarła i rzuciła na szyję i wyściskała.

Wspaniała, dzielna dziewczyna.

I udało mi się zaliczyć kolejną odsłonę AGT Closterkeller.

Tym razem byłam na koncercie w Pile, który otwierał tegoroczną trasę.

A w drzwiach przywitał mnie słowami witam pani Lukrecjo, Mateusz, manager zespołu i współorganizator konferencji „Życiodajna śmierć”.

Postanowiłam zrobić osobną stronę o mojej przygodzie z Closterkeller, dlatego tutaj tylko krótka informacja.

Byłam a koncert, jak zwykle, był wspaniały.

A ja ubrana byłam odpowiednio do okoliczności.

Chociaż i tutaj przemawiał przeze mnie mój nowy sposób bycia, bo mimo że zabrałam do Chodzieży strój, prawie że pojechałam na koncert w tym, w czym przyjechałam. Ale nie, zmusiłam sama siebie argumentem, skoro zabrałam, to trzeba założyć.

I nie żałowałam.

 

Nie muszę już świętować swojej kobiecości.

Nie robię specjalnych testów strojów, stylizacji.

Po prostu zakładam to, na co mam ochotę i w czym mi wygodnie i dobrze się czuję.

Dlatego nie będzie już także kolejnych lekcji stylizacji w takiej formie, jak dotychczas.

Zapewne, jak wrócę do prac nad stroną moje oblicza, dalej będę pokazywała, jak to wygląda obecnie. Ale w jakiej formie, obecnie nie wiem.

Ale wiem, ile mi dały te lekcje, dlatego będę ją kontynuowała, bo chcę pokazać, czego mnie te lekcje i poszukiwania nauczyły.

A czego się nauczyłam można także zobaczyć oglądając zdjęcia tutaj oraz na stronie Fotomodeling Is My Passion.

jestem kim jestem

bottom of page