top of page

Sex appeal to nasza broń kobieca.

 

Do napisania tych słów sprowokowała mnie pewna sytuacja.

Zamieściłam parę zdjęć z mojej leśnej sesji i napisałam żartem, że chyba się w sobie zakocham, tylko...że ja już dawno to zrobiłam.

Jedna z moich przyjaciółek chyba za poważnie wzięła moje słowa, a ja po prostu usunęłam post.

Ale zaczęłam o tym myśleć...

Sex appeal to nasza broń kobieca.

Te słowa nic nie tracą na znaczeniu.

A ja uwielbiam kusić. Znam swoje walory. Czuję się pewnie i atrakcyjnie. Kocham fetysz, kocham prowokacje. Ale wiem też, bo i tego już się nauczyłam, co i gdzie mogę, a co nie.

Dlatego pozwoliłam sobie na dosyć kontrowersyjną sesję pod pomnikiem w Stuttgarcie.

Wiem, że mogę śmiało w szpilkach i legginsach pojawić się w Kiemele.

Ale to jest tylko fragment.

Diva, Femme Fatale, GoGo Dance...

Fetysz...

Różnorodne sexi ciuszki...

I tutaj nie potrzebuje publiki, wręcz odwrotnie, szukam ustronnych miejsc, by czuć się zupełnie swobodnie, bo jednak zdecydowanie wolę pozować na dworze, bo wtedy kompozycja zdjęcia zawsze jest o wiele ciekawsza.

No i tak prozaiczna sprawa, jak swoboda w przebieraniu się.

Dlatego, od momentu, gdy odkryłam tą leśną polankę, jestem w siódmym niebie i mogę od czasu do czasu szaleć ze swoją kuszącą, pełną sex appealu, kobiecością.

I robię to dla siebie.

Pamiętam, jak podczas nagrania Dobranocki zostałam zapytana, czy oglądanie moich zdjęć służy podniecaniu się.

Wtedy zaprzeczyłam. I nadal zaprzeczam. Ale nie ukrywam, że oglądam swoje zdjęcia z ogromną przyjemnością. Robię prezentacje z podkładem muzycznym, by robić to wygodniej. Zapewne pojawią się one w przyszłości na stronie różne oblicza. A może nie.

Tak, jestem narcyzką i nie ukrywam tego.

Gdybym już nie kochała siebie, to na pewno zakochałabym się teraz, patrząc na swoje obecne wizerunki.

I nie uważam, że to coś złego. Akceptacja siebie, lubienie siebie, wręcz kochanie, nie boję się tego słowa, jest ważne. Zwłaszcza dla osoby takiej jak ja. Osoby trans seksualnej, która postanowiła nie ingerować medycznie w swoje ciało.

Bo ja przecież wielokrotnie mówiłam, że chciałabym być biologiczną kobietą.

Ale nie za wszelką cenę i postanowiłam znaleźć szczęście w takiej formie, jak jest mi dana.

I obecnie mogę powiedzieć, że znalazłam. I jestem z każdym dniem bliżej pełni szczęścia.

Kocham siebie taką, jaką jestem i zawsze, gdy oglądam swoje zdjęcia, przekonuję się ponownie, że nie mam czego się wstydzić i nie mam powodu by walczyć ze sobą.

Wiec nie walczę.

Tylko stale rozbudzam swój sex appeal.

I tutaj, na przekór, bo mam takie widzimisie, mini galeria z wyborem bardzo pikantnych zdjęć.

Bo przecież sex appeal to nasza bron kobieca.

I ja już kilkakrotnie miałam okazje się przekonać, że mój sex appeal działa...

A tak na marginesie, ja doskonale wiem, o czym śpiewał Eugeniusz Bodo, o jakim sex appealu.

I zgadzam się z Nim w zupełności.

I tego uczę się cały czas i wiem, że jeszcze sporo nauki przede mną...

I tak, podniecam się, zwłaszcza, gdy oglądam zdjęcia z silnym ładunkiem erotyki czy fetyszu.

Podobam się sobie i lubię siebie.

I to też pewnie jedna z przyczyn, dla której dobrze mi samej ze sobą...

jestem kim jestem

bottom of page