top of page

 

Rosi i Honda

[02.2014]

 

Przyjechałam w nowe miejsce. Okazało się, że zmieniam osobę, która po dwóch tygodniach postanowiła zjechać, bo nie dawała rady. Tym bardziej się ucieszyłam. Kolejny dowód zaufania mojej nowej agencji.

A ja zaprzyjaźniłam się z pewną kobietą. Na imię ma Rosi. Ma dwa lata. Jest czarna jak noc i totalna wariatka. Dzięki Niej nie będę miała problemu z zachowaniem kondycji, bo jak tylko pogoda pozwala, chodzimy razem na spacery, podczas których uczę Ją chodzić grzecznie na smyczy.

Marna szansa, że mi się uda, ale próbować będę. Przy okazji łapię plusy u rodziny. Cieszę się tym bardziej, że nic mnie to nie kosztuje. Ja sama to zaproponowałam i robię to z wielką frajdą.

A parę dni po moim przyjeździe dostałam maila od syna z paczką zdjęć. Odebrał samochód. Moja Honda jest zrobiona perfekcyjnie. Aż razi teraz inny kolor przedniego błotnika. Już zdecydowałam. Latem się pomaluje.

Jestem bardzo dumna z mego syna. Lepiej sama bym tego nie załatwiła. Kolejny raz przekonuję się, jak cennym darem jest to, że On jest. To także pomaga mi obecnie w ostatecznym zaakceptowaniu siebie, swojej fizyczności, z którą postanowiłam się uporać.

Spłodziłam Go jak ojciec. Wychowałam Go jak matka. I w obu przypadkach sprawdziłam się.

Skoro w tej najważniejszej w moim życiu sprawie wykorzystałam wszystko, co zostało mi dane, czym obdarzyła mnie natura, dlaczego mam teraz z czegoś rezygnować.

Kolejny ważny argument, który przybliża mnie do celu...

jestem kim jestem

bottom of page